Wiecie co? Od jakiegoś czasu jak już zresztą wiecie mam plan iść na matematykę... Ale ja się do tego nie nadaje... Owszem! Lubię liczyć, lubię ten przedmiot, lubię cyferki (literki to już nie koniecznie a już tym bardziej strony pełne literek..) Ale jak się mają 5 i 6 z matematyki w podstawówce, gimnazjum, liceum i lekcje jak ja nie lubię żadnego zawodu z tym związanego! No kompletnie nic! Nie cierpię siedzieć nad jakimiś statystykami, prezentacjami, rozliczeniami... A znów nauczycieli matematyki w podstawówkach jest dość i ciut ciut za dużo... Nie warto mi iść tylko dla tego, że każdy w koło mówi ,,jaaa.... ale fajnie... dużo się po tym zarabia...,, No i co mi po tym? No co się pytam? Jak ja będę z wścieklizną do domu wracać i gryźć babcie w moherach które niedosłyszą i im muszę 500 razy powtarzać?... Wyjdę na wredną ale po prostu to nie dla mnie i nie widzę jakiejś dużej łączności między zamiłowaniem do matematyki w szkole a przyszła pracą z tym związaną...
Co bym nie wybrała (a było tego, że hoho) to zawsze na koniec jest PEDAGOGIKA (zawód bez przyszłości)... Każdy mi to mówi, każdy... Ale ja tego chce... Tego mi trzeba... kocham po prostu znajdować się w grupie dzieciaków, dbać, pokazywać świat, przewodniczyć, pomagać... Każdy komu powiem o pracy w tym zawodzie zaraz po tym jak uzna, że to nie ma sensu twierdzi, e nie dam rady na dłuższą metę pracować w domu dziecka (a to mi w duszy gra)... Później zaczynają się pytania co mnie do tego ciągnie, co w tym fajnego...
A no fajnego to i może nic, co może być fajnego w ,,bidulu,, ? No kilka ZA się znajdzie ale to PRZECIW jednak chyba wygrywa....
Mnie to tego przekonały wizyty w domu dziecka, zawsze tego chciałam nie zawsze się dało... szkoła nie chciała bo daleko (całe 30 km)... dopiero w liceum! I tak byłam raz pierwszy i co ?? Po prostu mój świat... od wejścia jeszcze się nie rozebrałam miałam ,,bratnie dusze,, i ta do wieczora... Kompletne wyłączenie się... tylko zabawa, czytanie, przytulanie, rozmowy... raj w tym piekle... raj dla mojego serca i satysfakcja z pomocy jaką daję nic nie tracąc a nawet sama zyskuję... Po tej wizycie przepłakałam duuuuzo czasu, nie mogłam wybić sobie z głowy tego wewnętrznego smutku jak mały Mateusz trzyma mnie za włosy i krzyczy żeby nie iść... później za nogawkę i siła odebrany ginie mi gdzieś w KOJCU drewnianym zimnym, niedziecięcym... Mały 2-letni chłopiec który chce żeby po prostu ,,nie iść,,... Postanowiłam, że wrócę i tak wracam... Mateusz wrócił do domu rodzinnego... kilkoro z dzieci znalazło rodzinę zastępczą są też te ciche, niechciane, niekochane, wyobcowane... i ja NIE CHCĘ, NIE MOGĘ NIE WRACAĆ! Teraz nie płaczę tylko się cieszę będąc u nich a wychodzę z myślą, kiedy by tu wrócić... Czuje, że tam się spełniam, że robię coś dobrego... dużo czytam na ten temat, uczę się jak takie dziecko wychowywać... a przebiega to zupełnie inaczej niż wychowanie dziecka w domu (kto nie wierzy zalecam 2 wizyty w domu małego dziecka)...
Tego chcę...
I co robić??
Pchać się w zawód którego najprawdopodobniej nie będę lubić i stać się wredną panią w urzędzie (swoją drogą z tego co wiem nie zarabiającą wcale takich kokosów)...
Czy
Wybrać to co lubię, swój raj na ziemi, pomoc małym tym szczerym do bólu, wiernym i potrzebującym mnie jak nikt inny? I skazać się na BEZROBOCIE...
Doradźcie bo ja na prawdę już nie wiem co warto i jak to wszystko wygląda ,, z drugiej strony,,... Totalnie rozsypana jestem a trzeba już coś zdecydować bo NIEMAŁA różnica między kierunkami jest...
Z tego co doczytałam można przy średniej 4.0+ wybrać na drugim roku 2 specjalizacje... wzięłabym wczesnoszkolną z przedszkolną i opiekuńczo-wychowawczą... Niby prawie jak 2 zawody więc i szanse większe... co o tym myślicie?
wybierz to co kochasz i w czym czujesz sie spelniona, bo nie ma nic gorszego niz praca w zawodzie, ktorego sie nie lubi.
OdpowiedzUsuńTak chyba zrobię :)
UsuńRób to co lubisz, a pracę znajdziesz, chociażby w tym domu dziecka. Zawsze możecie planować dom bliżej tego miata/wsi.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jak piszą dziewczyny, rób to co kochasz ;) a ja trzymam kciuki za dobre decyzje ;)
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczyny! :)
OdpowiedzUsuńJak fajnie, że nie wszyscy tylko krytykują ;)
Jeżeli nie czujesz się pewna w matematyce to nie zaprzątaj sobie nią głowy ; ) Wybierz to co najbardziej Tobie odpowiada ; )
OdpowiedzUsuńŁatwo powiedzieć ..."rób to co kochasz"... ale z czegoś przecież trzeba żyć - prawda? Oczywiście możesz liczyc na to, że znajdziesz sobie faceta z pieniędzmi jednak jeżeli nie? Najgorsza decyzja oczywiście to robić coś co nie sprawia Ci radości i to jest pewnik. Co jednak z pieniędzmi, które niestety sa potrzebne? Proponuje wejść na mojego bloga i zacząć brać życie w swoje ręce. Ja nie krytykuję tylko doradzam...." żeby zmienić coś w swoim życiu....trzeba zmienić coś w swoim życiu " Czekam więc....do zobaczenia. Bogdan
OdpowiedzUsuń