Poszłam więc od razu na górę (do dzieci najmłodszych) w celu odwiedzin u dzieci;) Sporo z nich mnie poznało, sporo było nowych i był też Marcinek ;) Widziałam go jak był ooooo taki malutki a teraz ma już rok ! Super, ekstra, fantastyczny ! Wytuliłam, wycałowałam, wyłaskotałam... uczyliśmy się chodzić, robić papa i nie ślinić się podczas jedzenia;P No cóż nie wyszło ;) Marcinuś padł to cioteczka dorwała Joasię;) Małą, 5 miesięczną damusię :)
Zawsze wychodząc od nich kręci mi się łezka w oku i wcale nie chce mi się wychodzić... chciałabym z nimi pracować ale marne na to szanse... Czuję się tam świetnie, nie mam ochoty wychodzić, cieszy mnie każdy uśmiech, każdy krok, każde słowo, każde przytulenie... I nie rozumiem! Jak można ich nie chcieć?? NO jak? Jak można być takim psychopatą? Chce się za przeproszeniem z kimś spać to niech się myśli o dziecku... Rozumiem, że czasem trzeba, że taka sytuacja... ojciec alkoholik, matka ,,niedorobiona,, lepiej maluchowi w domu dziecka niż ma być bity... no ale... ehh nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy i nigdy w życiu nie spojrzę ze zrozumieniem na te mamuśki, które przychodzą pijane do ,,ukochanego dziecka,,... Dziś jedna taka szarpała biednego malucha a opiekunki musiały wzywać ochronę i zapłakanego szkraba siłą wydzierać bo ,,nikt jej się nie będzie wtrącał,,...
Jak można nie kochać własnego dziecka? Jestem pewna, że 90% Was po odwiedzinach w domu dziecka miała by lekkiego doła... A 99% z Was po tym jak mały 12 miesięczny chwiejący się berbeć wyciągnie rączki i przytuli tak jak tylko oni potrafią, całym sobą, całą duszą zakochałoby się w nim... od razu i bez wahania przy sprzyjających warunkach zabrało do domu... Ja mogę się przyznać po odwiedzinach płaczę i tęsknię... wiem, że będąc tam będę przeszczęśliwa, wychodząc zasmucona a później będę płakać ale warto... dla nich warto...
Co robią wasze dzieci gdy ktoś do was przychodzi i przynosi czekoladę? Zajmują się czekoladą... a oni? Dla nich ważna jest chwila przytulenia, potrzymania za rączkę... Nie cieszą ich nawet zabawki byle były tulone, noszone i miały poświęconą chodź chwilę uwagi...
Czasu na zdjęcia nie było... Głównie siedziałam z Marcinkiem na kolanach, obok Kacper paplotał, że jest ,,strażakiem samem,, a Zuzia? A Zuziunia urozmaiciła cioci wizytę przyłożeniem rączki calutkiej wymazanej roztopioną kinder czekoladą do twarzy! Szczere dziecko, słodkie rąsie, ubaw po pachy... i 5 wilgotnych chusteczek :D A w okularach nadal mam czekoladę;P
Na zdjęciu Marcinuś, rozmazany bo na prawdę nie miałam czasu ani ochoty:) Prawda, że cudowny? Jak go nie kochać? Te małe słodkie rączulki, buziaki co sekundę i chwiejne próby chodzenia...
Ciocia ma pewność, że znajdziesz jeszcze w życiu szczęście!
trzeba byc silnym psychicznie do pracy w domu dziecka, bo bardzo ciezko jest patrzec na tragedie przebywajacych tam dzieci. Kiedys chcialam pracowac w takim miejscu, dzis wiem, ze ni dalabym rady... :(
OdpowiedzUsuńA ja wiem, że dałabym radę i baaaardzo bym tego chciała... warto jest troche pocierpieć wiedząc, że dało się chodź odrobinkę radości :)
UsuńOby sie udało. Eh dzieci są tak wspaniałe, nie zasługuja na pobyt w takim miejscu
OdpowiedzUsuńO tak dzieci są fantastyczne, wbrew temu co ludzie często o nich myślą...
UsuńAle prawdą jest też to, że jak się im nie pomoże i nie nauczy kochać, współczuć i żyć w rodzinie to nie dadzą sobie rady i widać to już u takich berbeci...
trzymam kciuki za Ciebie:)
OdpowiedzUsuń