niedziela, 8 stycznia 2012

Mały rozumek...

Dzisiaj minęło już 2 tygodnie i 2 dni od śmierci babci... tydzień i 3 dni od babci pogrzebu...
Wszyscy można powiedzieć się ,,ogarneli,, ... Mi babcia się śni w sumie co drugą noc... zawsze tak samo ubrana, zawsze tak samo ładna, zawsze tak samo kochająca, zawsze tak samo uśmiechnięta i... zawsze mnie przytula... Jest wesoła i to najważniejsze... Teraz już nigdy nie powiem ,,w życiu nie dotknęłabym trupa bo bym sobie chyba rękę amputowała żeby nie czuć ciągle tego chłodu... ,, Ale to bzdura... Stojąc na pożegnaniu, widząc babcię, która wyglądała jakby spała, nawet lekko uśmiechnięta, rumiana, ze swoimi prościutkimi paluszkami i długimi paznokciami które zawsze podziwiałam... od razu chciałam do niej podejść, dotknął, przytulić... Nie było strachu ani paniki przed zimnym ciałem... Może to zasługa snu który miałam dzień przed? Nie wiem... Ale czekałam... Przyszła pora pożegnania i bez jednej łzy głaskałam ją po dłoniach, poprawiałam włosy i żakiet... bo zawsze lubiła ładnie wyglądać... Tak ładnie nie wyglądała nigdy... Bałam się, że po tym dniu będę pamiętać blado siną wychudłą babcię której wcale nie chciałam tak zapamiętać a jest zupełnie inaczej... Myśląc ,,babcia,, mam przed oczyma śliczną, wesoła kobietę, którą lubił każdy... która mimo wieku była odprowadzona na cmentarz przez półkilometrowy sznur ludzi... dziwił się każdy, ja nie... bo wiem jaka była... Za rękę ze mną szła Roksanka... Niosła kwiatka ... kremową różyczkę z czarną wstążeczką... za nią ok sześcioro innych dzieci z taką samą różyczką... Podeszła ze mną do grobu i z dziecięcą radością powiedziała ,,Malta mas,, rzucając różyczkę na trumnę... Dopiero później był płacz i niepewność... Dziecięcy rozumek jest taki inny... pełny wyobraźni... Ścisnęła mnie za szyję i płakała prosząc żeby ją stamtąd wyjąć bo ona się boi... Później ,,zrozumiała,, że jej tam dobrze a jednak nie wie nic...Pyta jak sobie weźmie tego kwiatka... Czasem mówi tak jakby kompletnie nie pamiętała tego wydarzenia... według niej babcia śpi, nie żyje, już nie wróci ale jak wyzdrowieje to przyjedzie... I się nie przetłumaczy... Z taką radością potrafi powiedzieć do dziadka ,,nie maltw się, babcia wyzdlowieje to ją zobacymy,,... Tłumaczy sama że babcia jest u aniołków, że śpi na cmentarzu, że nosimy jej światełka, że trzeba się pomodlić i pamiętać o babci już zawsze, zawsze bo kochała nas najbardziej na świecie... Ale nie rozumi... Czasem sama bym tak chciała... A dzisiaj babcia śniła się mamie, ta sama babcia, ten sam szpital, to samo łóżko, to samo ubranie, ten sam koc i te bolesne słowa ,,ja nie chce umierać...,,...
Mam nadzieję, że mimo wszystko jest Ci tam dobrze babciu... A my Cię kochamy i czekamy aż ,,wyzdlowiejes i znów Cię zobacymy...,,

Tak mnie zebrało na wspomnienia... Kto wie może uda mi się pociągnąć tego bloga długo długo... Może kiedyś przypadkiem przeczytam ten post i będę pamiętać wszystko, każdy szczegół... Bo tego chce! Już wcale nie jest tak ciężko, czas przyzwyczaił do bólu... Babcia chciała żeby o niej pamiętać dlatego Bóg zabrał ją w takiej porze... Zabrał nam ją dzień przed Wigilią... Pamiętał każdy... Święta były bo tego babcia by chciała... ale bez opłatka... ze łzami, bez uśmiechu ... były bo być musiały ale najlepiej jakby ich nie było... Pamiętać będziemy co roku i każdego innego dnia... Do końca świata i jeden dzień dłużej... Żałuję tylko, że nie będzie jej na mojej 18-nastce... Zawsze mówiła, że chciała by być... Będzie! Będzie w moim sercu! W sercach rodziny! Będzie obok... nie ciałem ale duchem... wierzę w to chodź nigdy nie wierzyłam...

Dzisiaj WOŚP... Miałam być wolontariuszem ale brakło identyfikatorów... Cóż byłam w tamtym roku to i za rok będę... Akcję wsparłam, serduszko dostałam i mam nadzieję coś pożytecznego za te pieniądze zrobią... kiedyś myślałam że za dużo to na sprzęty kasy nie idzie ... A jednak będąc w klinice w Bydgoszczy w listopadzie sama z owych sprzętów korzystałam... Pomogły mi wrócić do ,,żywych,, i mam nadzieję pomogą innym :) Teraz wierzę, popieram i wspieram!

Miłej niedzieli kochane Wam życzę :) A ja się ogarniam i biegnę na zakupy bo się spaghetti zachciało... Dla mnie bezmięsne bo mięsa nie jem :)

1 komentarz:

  1. Smacznego spaghetti!
    Tez to przeżywałam, tylko byłam mniej świadoma bo chodziłam do zerówki, ale tym bardziej mnie to dotknęło bo babcia mieszkała z nami i po niej miałam imię.

    OdpowiedzUsuń