wtorek, 26 lutego 2013

Można?

...no jak się chce do można! ;P
Mężczyzna mi się zmobilizowała i nie tylko nie zapomniał o której wychodzę! On nawet pamiętał, żeby przyjść! No jak bozię kocham! Wychodząc wybadałam szybko teren i po wstępnym skanowaniu nie dojrzałam mojej miłości stąd w głowie przebiegło stado wrednych myśli ,,no nie! dzisiaj do dostanie po uszach! bo, że jak? znów zapomnieć?,,... no ale po kilku krokach zza drzewa wyłonił się piękny niebieskooki ;P No ba nawet na romantyczny spacer zaprosił! Co z tego, że przez błoto! Wszędzie błoto! Co z tego, że pies by nas przez niego zjadł! Ważne, że spacer był ;P A po spacerze? A tu niespodzianka! M. zrobił dla mnie obiadek, gołąbki w sosie pomidorowym, które uwieeeeeeeelbiam! Jak tylko zapachniało wyrzuty miałam ,,jak ty wredna babo mogłaś myśleć, że zapomniał jak on się tak starał!,, a no co są w życiu każdej kobiety takie okresy, że i wredna jest :P
I nawet do domku odstawił...
I dla czego? No dlaczego oni muszą nas tak najpierw denerwować? Zapomnieć jak małe dziecko? Ale czasem warto i urażoną poudawać! Dla gołąbków przepisu eghm przyszłej (oby) teściowej WARTO!;P


A co w szkole? A nuda totalna... Polski oddany i uff 69% jak ja nienawidzę polskiego... Zostało mi jeszcze tylko kilka tygodni :) Szybko ten czas leci... może aż za szybko...


Pozdrawiam!

poniedziałek, 25 lutego 2013

Zadzwoń babo do faceta...

Ale mnie dziś w równowagi wyprowadził... chodź może nie powinnam się złościć, bo każdemu może sie zdarzyć... czy aby na pewno ?
Cały weekend mówiłam mu, ze mam 2 godziny w poniedziałek i wynudzę się za wszystkie czasy... Ustaliliśmy więc, że jak już wyjdę to się spotkamy... wszystko było jasne, 10 minut przed końcem drugiej lekcji wyszłam zadzwonić do M. z usługi zadzwoń do mnie bo nie miałam doładowanego konta (po prostu mi nie potrzebne)... oznajmiłam, że wychodzę jak mówiłam po 2 GODZINACH O 9.35! No jasny komunikat wmiarę nie? M. przytaknął twierdząc nawet, że TO FAJNIE po czym powiedziałam, że WRACAM NA LEKCJE  i na tym rozmowa się skończyła... i co? w szatni trochę zeszło, ze szkoły wyszłam ok 9.45 i M. nie ma... przyzwyczajona, że mu się nie spieszy ruszyłam ulicą, którą go spotykałam zawsze i też go nie było... zadzwonić już nie mogłam a on sam nie dzwonił... Wróciłam o 10.50 do domu, napisałam sms od mamy a ten wielce zdziwiony przeprasza, zrozumiał, że wychodzę o 12.35 O.o
Gniewać się nie będę bo 2 lat nie mam, może faktycznie źle zrozumiał no ale jak no jak no jak?
Z nim czasem jak z przedszkolakiem zapisać trzeba na karteczce i dać do domu ;( Ręce, liście i cycki opadają dosłownie... śnieg na szczęście też xD wmiarę ciepło i przyjemnie, wiosna idzie? Oby...
A dla mnie nastał dzień zaburzeń hormonalnych jak miesiąca każdego stąd zła byłam niemiłosiernie... utopiłam złość w ciastkach i barszczu czerwonym ;p


Oby jutro było lepiej ;P!

sobota, 23 lutego 2013

jak matka polka...

Nie mam czasu ostatnio na nic;P Jak wiecie mam yghm 6 psów... dwójka z nich świetnie sobie radzi samemu, jedno trzeba pilnować i zamykać a pozostali? A to małe diabły są... Czuję się jakbym w domu miała trojaczki ;P 3 miski do mleka i manny, 3 miski to jajeczka, 3 do mięska z ryżem i marchewką... itp karmienie 5 razy dziennie, przynosić wynosić doglądać dzień i noc bo coś piszczy, ktoś gdzieś wlazł i wyjść nie może... uważać żeby nie spadł, żeby nie wszedł... no raj no :D Nie wiedziałam, że to tyle roboty a może sama przesadzam i wystarczyłoby im zanieść raz dziennie mleko... no ale hmm mamcia Kasia rozpieszczać lubi i nie wie jak dzieci swoje odda za 3 tygodnie! No jak?
A co u mnie? A nic... zaliczeń dużo, nauki też... od rana sprzątałam robiłam barszcz i pierogi... mniaaaaam :D A teraz psiulki śpią a ja mogę w końcu umyć głowę i usiąść ... A później posiedzę sobie z M... Jakoś nie wyobrażam już sobie życia bez niego i nie pamiętam jak to było te 4 lata temu bez niego... dobrze mi z nim... i niech tak zostanie! Oby szybko zleciał pierwszy rok studiów a później będziemy już razem... tego mi trzeba :)



Pozdrawiam :)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Co robić?

Wiecie co? Od jakiegoś czasu jak już zresztą wiecie mam plan iść na matematykę... Ale ja się do tego nie nadaje... Owszem! Lubię liczyć, lubię ten przedmiot, lubię cyferki (literki to już nie koniecznie a już tym bardziej strony pełne literek..) Ale jak się mają 5 i 6 z matematyki w podstawówce, gimnazjum, liceum i lekcje jak ja nie lubię żadnego zawodu z tym związanego! No kompletnie nic! Nie cierpię siedzieć nad jakimiś statystykami, prezentacjami, rozliczeniami... A znów nauczycieli matematyki w podstawówkach jest dość i ciut ciut za dużo... Nie warto mi iść tylko dla tego, że każdy w koło mówi ,,jaaa.... ale fajnie... dużo się po tym zarabia...,, No i co mi po tym? No co się pytam? Jak ja będę z wścieklizną do domu wracać i gryźć babcie w moherach które niedosłyszą i im muszę 500 razy powtarzać?... Wyjdę na wredną ale po prostu to nie dla mnie i nie widzę jakiejś dużej łączności między zamiłowaniem do matematyki w szkole a przyszła pracą z tym związaną...
Co bym nie wybrała (a było tego, że hoho) to zawsze na koniec jest PEDAGOGIKA (zawód bez przyszłości)... Każdy mi to mówi, każdy... Ale ja tego chce... Tego mi trzeba... kocham po prostu znajdować się w grupie dzieciaków, dbać, pokazywać świat, przewodniczyć, pomagać... Każdy komu powiem o pracy w tym zawodzie zaraz po tym jak uzna, że to nie ma sensu twierdzi, e nie dam rady na dłuższą metę pracować w domu dziecka (a to mi w duszy gra)... Później zaczynają się pytania co mnie do tego ciągnie, co w tym fajnego...
A no fajnego to i może nic, co może być fajnego w ,,bidulu,, ? No kilka ZA się znajdzie ale to PRZECIW jednak chyba wygrywa....
Mnie to tego przekonały wizyty w domu dziecka, zawsze tego chciałam nie zawsze się dało... szkoła nie chciała bo daleko (całe 30 km)... dopiero w liceum! I tak byłam raz pierwszy i co ?? Po prostu mój świat... od wejścia jeszcze się nie rozebrałam miałam ,,bratnie dusze,, i ta do wieczora... Kompletne wyłączenie się... tylko zabawa, czytanie, przytulanie, rozmowy... raj w tym piekle... raj dla mojego serca i satysfakcja z pomocy jaką daję nic nie tracąc a nawet sama zyskuję... Po tej wizycie przepłakałam duuuuzo czasu, nie mogłam wybić sobie z głowy tego wewnętrznego smutku jak mały Mateusz trzyma mnie za włosy i krzyczy żeby nie iść... później za nogawkę i siła odebrany ginie mi gdzieś w KOJCU drewnianym zimnym, niedziecięcym... Mały 2-letni chłopiec który chce żeby po prostu ,,nie iść,,... Postanowiłam, że wrócę i tak wracam... Mateusz wrócił do domu rodzinnego... kilkoro z dzieci znalazło rodzinę zastępczą są też te ciche, niechciane, niekochane, wyobcowane... i ja NIE CHCĘ, NIE MOGĘ NIE WRACAĆ! Teraz nie płaczę tylko się cieszę będąc u nich a wychodzę z myślą, kiedy by tu wrócić... Czuje, że tam się spełniam, że robię coś dobrego... dużo czytam na ten temat, uczę się jak takie dziecko wychowywać... a przebiega to zupełnie inaczej niż wychowanie dziecka w domu (kto nie wierzy zalecam 2 wizyty w domu małego dziecka)...
Tego chcę...
I co robić??
Pchać się w zawód którego najprawdopodobniej nie będę lubić i stać się wredną panią w urzędzie (swoją drogą z tego co wiem nie zarabiającą wcale takich kokosów)...
Czy
Wybrać to co lubię, swój raj na ziemi, pomoc małym tym szczerym do bólu, wiernym i potrzebującym mnie jak nikt inny? I skazać się na BEZROBOCIE...
Doradźcie bo ja na prawdę już nie wiem co warto i jak to wszystko wygląda ,, z drugiej strony,,... Totalnie rozsypana jestem a trzeba już coś zdecydować bo NIEMAŁA różnica między kierunkami jest...
Z tego co doczytałam można przy średniej 4.0+ wybrać na drugim roku 2 specjalizacje... wzięłabym wczesnoszkolną z przedszkolną i opiekuńczo-wychowawczą... Niby prawie jak 2 zawody więc i szanse większe... co o tym myślicie?

piątek, 15 lutego 2013

Codziennie...

Nuda znów zapanowała;P Szkoła, dom, nauka, szkoła, dom, nauka....
Nie ma o czym pisać to i nie piszę;P
Wczoraj były walentynki... jakoś się nad nimi nie roztrząsam bo jak dla mnie to święto dla przedsiębiorców... A kochać można każdego dnia... czemu niby akurat 14 lutego ???

No ale jak już są to są :D Dostałam perfunki, czerwoną różę i walentynkę! Pierwszą od kilka lat on M;P Zaszalał i zagiął mnie, bo ja już mu jej nie kupowałam ot myślałam, że nie przywiązuje do tego wagi ;) Dostał za to zabawne bokserki i czekoladę z serduchem, drobiazg, bo to nie święto... no ale ;)

Spędziliśmy miło dzień, wieczorem pojechaliśmy na zakupy i zrobiłam pizzę ;) Lubię taką domową, ciasto pachnie drożdżami, nic nie jest suche... no mniam!

Dziś miałam zaliczenie z rosyjskiego, ale jakoś poszło! Oby 4 było ;)

Matura z matematyki też oddana, mam znów 60% ale cieszę się nawet biorąc pod uwagę jaka była trudna... Wtedy nie zdało kilka osób... tym razem ponad 50% więc nie jest źle! :)

A tak to nuuuuuuuda wszędobylska ;P
Napiszę jak coś ciekawego się wydarzy! Pozdrawiam! I dziękuję za odwiedziny :*:*:*

poniedziałek, 11 lutego 2013

Potrzebuję pomocy!

Zgłosiliśmy naszą klasę do konkursu ! Kto zbierze najwięcej głosów wygra wycieczkę!








Proszę o głosy!
Wystarczy wysłać klasa.24 na numer 71466 za 1.23 :)

Liczę na Was!
Dziękuję!

Wyróżnienie :)

Otrzymałam super wyróżnienie od Anny :) Serdecznie dziękuję !!!


To moje pierwsze w blogosferze ! :) Tym bardziej wywołuje uśmiech od ucha do ucha :)

Przekazuję więc dalej :)

4. bee
6.kate
7. Aga
 Dziękuję!

sobota, 9 lutego 2013

Sobotnio...

Jakoś nie miałam czasu ostatnio cokolwiek pisać:) Byłam w domu dziecka, później u M., następnego dnia miałam dwa diabełki do okiełznania :D A z nimi coś napisać to hoho...

Pasiak beżowo-biały: Roksana lat 5;)


Tu mam małe wątpliwości co do wychowania ;P Albo ja jestem zbyt wyluzowana albo moja mama zbyt ostrożna ;P Czy 5-latka nie może sama wymieszać ZIMNEJ wody z 2 łyżeczkami cukru i łyżeczką kakao w szklance? Jak dla mnie może... może nawet sama (przy czujnym moim oku) wlać zawartość szklanki do saganka z mlekiem... No dla mamy nie może, bo jest zamała... o zgrozo a co zje ją szklanka? Pogryzie kakao czy łyżeczką sobie oko wydrapie... Tak samo z herbatą;P Robiłam herbatę, pozwoliłam jej samej uszykować szklanki, policzyć ile szklanek dla wszystkich domowników będzie potrzebne, dała radę... więc pozwoliłam też nasypać herbatę do szklanek (pijemy granulowaną)... Dla mnie nic złego, pustą szklanką i pojemnikiem z herbatą się nie poparzy... stojąc na podłodze z niczego nie spadnie zresztą stałam krok obok ... dla mamy to złe! O.o Ona rozumie już, że przy gazie się nie grzebie zresztą mamy zabezpieczenie to dlaczego ma nie pomóc? Zajmuje to 4 razy więcej czasu ale ona ma radość przez 2 najbliższe dni, że robiła kakao i herbatkę dla babci i cioci... To różnica pokoleń czy na prawdę źle myśle?

Pasiak szaro-różowy: Oliwia lat. 3





I psiowe perypetie ;P






Wbrew psiej miny, sama chce się z nimi bawić, nie pozwoliłabym szarpać gdyby tego nie lubiła;) Psia morda woli jednak zdecydowanie Oliwie a i ta chodź młodsza więcej delikatności w psio ludzkie relacje wkłada;) Z Roksaną bywa różnie ;P A niby starsza...

A tak, żeby nie było, grzeczne też być potrafią ;) Albo hmm zmęczone ;P




A od czwartku jak co roku trwa piękna kujawska tradycja... Mogłaby już przestać trwać bo już z samego ,,czwartkowego rana,, leżałam w rowie, pół miasta uciekałam i wycałowana byłam czerwoną szminką;P Tym sposobem wpadłam na polski 10 minut po dzwonku z brudna nogawką i umazaną twarzą! No uwielbiam O.o

A wczoraj? Wczoraj miałam wizytę duszpasterską! Ksiądz się zmobilizował i przylazł :D Szybko nie? Zakładając, że to nie Warszawa tylko zbiór małych wiosek, powinien już dawno zakończyć ale ważniejsze były wczasy... Chamsko rzucał kopertą i standardowo czepiał się wszystkiego, mamuśka go prześwięciła przeprosił i wyszedł ;P Swoją drogą w nocy z czwartku na piątek pod plebania stały 4 radiowozy policji i jeden nieoznakowany;) Może w końcu ktoś się weźmie za te jego przekręty i wyłudzanie pieniędzy od ludzi ;) Oby... Może nawet nowego księdza nam dadzą :D A wtedy wrócę do kościoła ;P A gdzie ja byłam w czasie wizyty duszpasterskiej ?:P W kotłowni ;P hehehe Nie chce go oglądać, za dużo doświadczeń z nim ;) Tata został dłużej w pracy i dziwnym trafem siostra też wrócić nie mogła :D I rok spokoju...

Pozdrawiam







środa, 6 lutego 2013

Okrutne życie...

 Dopiero dotarłam do domu... Od rana byłam w szkole a o 13 już w domu dziecka:) Mateuszek o którym już kiedyś pisałam  był na widzeniu u przyszłej rodziny! Oby mu się udało i wcale ,,nieszkoda,, że go nie widziałam, bo przynajmniej ma szansę na rodzinę a zasługuje na nią!!
Poszłam więc od razu na górę (do dzieci najmłodszych) w celu odwiedzin u dzieci;) Sporo z  nich mnie poznało, sporo było nowych i był też Marcinek ;) Widziałam go jak był ooooo taki malutki a teraz ma już rok ! Super, ekstra, fantastyczny ! Wytuliłam, wycałowałam, wyłaskotałam... uczyliśmy się chodzić, robić papa i nie ślinić się podczas jedzenia;P No cóż nie wyszło ;) Marcinuś padł to cioteczka dorwała Joasię;) Małą, 5 miesięczną damusię :)

Zawsze wychodząc od nich kręci mi się łezka w oku i wcale nie chce mi się wychodzić... chciałabym z nimi pracować ale marne na to szanse... Czuję się tam świetnie, nie mam ochoty wychodzić, cieszy mnie każdy uśmiech, każdy krok, każde słowo, każde przytulenie... I nie rozumiem! Jak można ich nie chcieć?? NO jak? Jak można być takim psychopatą? Chce się za przeproszeniem z kimś spać to niech się myśli o dziecku... Rozumiem, że czasem trzeba, że taka sytuacja... ojciec alkoholik, matka ,,niedorobiona,, lepiej maluchowi w domu dziecka niż ma być bity... no ale... ehh nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy i nigdy w życiu nie spojrzę ze zrozumieniem na te mamuśki, które przychodzą pijane do ,,ukochanego dziecka,,...  Dziś jedna taka szarpała biednego malucha a opiekunki musiały wzywać ochronę i zapłakanego szkraba siłą wydzierać bo ,,nikt jej się nie będzie wtrącał,,...
Jak można nie kochać własnego dziecka? Jestem pewna, że 90% Was po odwiedzinach w domu dziecka miała by lekkiego doła... A 99% z Was po tym jak mały 12 miesięczny chwiejący się berbeć wyciągnie rączki i przytuli tak jak tylko oni potrafią, całym sobą, całą duszą zakochałoby się w nim... od razu i bez wahania przy sprzyjających warunkach zabrało do domu... Ja mogę się przyznać po odwiedzinach płaczę i tęsknię... wiem, że będąc tam będę przeszczęśliwa, wychodząc zasmucona a później będę płakać ale warto... dla nich warto...

Co robią wasze dzieci gdy ktoś do was przychodzi i przynosi czekoladę? Zajmują się czekoladą... a oni? Dla nich ważna jest chwila przytulenia, potrzymania za rączkę... Nie cieszą ich nawet zabawki byle były tulone, noszone i miały poświęconą chodź chwilę uwagi...

Czasu na zdjęcia nie było... Głównie siedziałam z Marcinkiem na kolanach, obok Kacper paplotał, że jest ,,strażakiem samem,, a Zuzia? A Zuziunia urozmaiciła cioci wizytę przyłożeniem rączki calutkiej wymazanej roztopioną kinder czekoladą do twarzy! Szczere dziecko, słodkie rąsie, ubaw po pachy... i 5 wilgotnych chusteczek :D A w okularach nadal mam czekoladę;P


Na zdjęciu Marcinuś, rozmazany bo na prawdę nie miałam czasu ani ochoty:) Prawda, że cudowny? Jak go nie kochać? Te małe słodkie rączulki, buziaki co sekundę i chwiejne próby chodzenia...

Ciocia ma pewność, że znajdziesz jeszcze w życiu szczęście! 

wtorek, 5 lutego 2013

Na tapczanie siedzi leń...

Dzisiaj coś nie miałam ochoty nosa za drzwi wystawić z tego też powodu zostałam w domu ;P Będę uczyć się z fizyki... brr...
A dla Was mam część studniówki ;)



Chyba nas poznacie?? 

Nikt inny takiej sukienki nie miał, więc dacie radę ;) 

Pozdrawiam!


poniedziałek, 4 lutego 2013

Maturalnie...

No i napisałam... siedziałam do końca i była trudna... najgorszy arkusz jaki w życiu rozwiązałam a trochę ich było :) Odpowiedzi do zadań zamkniętych w żadnym przypadku nie były po prostu wynikiem... jakieś dzikie przybliżenia i pierwiastki ? A skąd to wzieli tego nie wiem... Jedno jest pewne połowa pewnie nie zda :D
A ja zdać to już zdałam bo z zamkniętych mam 42 % a z otwartych to nawet nie wiem... 60% Pewnie wyciągnę... Wstyd nie mały... ale co zrobić?

Podaję arkusz tutaj dla zainteresowanych i tych chcących sprawdzić swoją wiedzę;) Może ktoś mi powie, że była banalnie prosta, a to zmotywuje mnie do nauki :D?

Swoją drogą w akcie desperacji i ostatnich planów względem matematyki rozwiązałam arkusz z 2011 roku i tam spokojnie 80%+ był miała... Więc chyba nie ma się co załamywać i znów zmieniać plany bo nic mi to już nie da;P

Jutro chyba robię sobie wolne... regeneracja sił się przyda a nie mam w sumie niż ważnego jutro... Pouczę się z fizyki na ostatnie zaliczenie, a muszę mieć 5...

Powiedzcie mi świadectwo chodź trochę liczy się do rekrutacji na studiach czy wcale? Tylko matura??? Nie wiem czy na coś mi się zda ten czerwony pasek na świadectwie;/ Bez sensu...

Pozdrawiam !!

niedziela, 3 lutego 2013

,,Znajdź inny cel w życiu...,,

Dziś tak trochę refleksyjnie na temat ostatnich ok 2 lat... Mniej więcej od tego czasu mam totalną fazę na mamusiowanie... Dzieci uwielbiałam zawsze ale od tego momentu po prostu miałam ochotę mieć swoje i już! Aż płakać się chciało a ja nic innego nie robiłam jak grzebanie w dziale ,,dziecko,, na allegro, czytanie jak dziecko wychować i wyobrażanie sobie jakie będzie to MOJE DZIECKO prawieIDEALNE.
M. starał się mnie zrozumieć i rozumiał chyba.Wspierał, pocieszał i planował ze mną. Ale pewnego razu powiedział ,,znajdź inny cel w życiu i zrealizuj go a następnym celem będzie dziecko i już ja dopilnuje żebyś i ten cel w życiu osiągnęła...,, no i miał chyba rację!
W szkole mieliśmy delegację z Toruńskiego UMK, dawniej sama przeglądałam ich ofertę i chciałam się tam kształcić ale i tu chęć posiadania dziecka przeważyła szalę i postanowiłam iść na studia tu blisko, żebym każdego dnia była w domu i jak najszybciej mogła zostać mamą, wyliczone miałam co do miesiąca itp ;) No ale zaciekawili mnie poważnie jak zobaczyłam ich na żywo, przegadałam cały piątek z M. przegadałam i sobotę do późnych godzin nocnych, przegadałam i niedzielę, niedzielny spacer itp ;) No i chyba dotarło! Mam inny cel! Skończyć matematykę na UMK! Za 1.5 roku dołączy do mnie M. Tu nie wiem jak z akademikiem bo nie było czasu się dowiedzieć ale możemy zawsze wynająć pokój ... kawalerkę... coś małego własnego taniego... M. i tak za 1.5 byłby w Toruniu bo tam chce robić magisterkę więc będziemy razem :) On w tygodniu pracujący ja ucząca w weekend on uczący ja yghm no nie wiem co robiąca ;P Może znajdę i tam super ekstra dzeciaczki w domu dziecka! ;)
W każdym bądź razie mam inny cel który chce osiągnąć i później spokojnie spojrzeć w śliczne oczy własnego dziecka z przekonaniem, że dam mu to czego potrzebuje, że ma DOJRZAŁĄ mamę, która zrobiła w życiu wszystko w takiej kolejności w jakiej zrobić powinna... ciężko mi wytłumaczyć dlaczego chce tak bardzo mieć dziecko w tak młodym wieku, wiem to chore... według mnie też i czasem bym wolała nie lubić dzieci bo to nie jest łatwe ale co zrobić... teraz może będzie łatwiej :)

I tego chce się trzymać!
A teraz znikam spać bo jutro rano o 8 otworzę arkusz maturalny z matematyki ! A zależy mi! Jak nigdy !
Pozdrawiam!

piątek, 1 lutego 2013

Zmiana ,,studiowych,, planów... :D

Dzisiaj w szkole caaaaaaaaaaaaaaaaały dzień totalnie się nudziłam... Nie wiem jaki sens ma chodzenie do szkoły teraz skoro więcej bym się nauczyła siedząc w domu nad książkami... No ale co zrobić:D

Wyszłam o 12 i poszłam sobie to Marcina rodziców na obiadek ;) Do mnie wróciliśmy przed 17 a że byłam sama to M. dotrzymał mi towarzystwa i tu uwaga ;P! Zmieniałam zdanie! Jak sami radzicie chyba dam sobie spokój z pedagogiką wczesnoszkolną... W oko wpadła mi matematyka, kierunek zamawiany na Toruńskim UMK ;) Ewentualnie matematyka i ekonomia... Ale to już jakby mniej :) Sądzę, że maturę uda mi się zdać na te 70 %, język na ok 80% a polski się nie liczy... biologia też nie no ale skoro już ją sobie wzięłam O.o Przelicznik jest na tyle dobry, że matura podstawowa z matematyki mnie zadowala i nie muszę zdawać rozszerzenia, teraz pewnie już byłoby mi ciężko się przekwalifikować ;)

Co o tym sądzicie? Myślicie, że to lepszy wybór? Gorszy?

Dodam, że M. będzie jeszcze tylko rok studiował tutaj gdzie mieszkamy a magisterkę będzie robił właśnie w Toruniu, tylko zaocznie... Czyli będzie już mógł pracować... I tak mi się właśnie wydaję, że ten pierwszy rok przesiedziałabym w akademiku a później razem byśmy mogli sobie wynająć jakiś pokój/kawalerkę. Ja na kierunku zamawianym będę dostawać stypendium zamawiane i może naukowe (nie mam pojęcia czy jak ktoś uczy się dobrze w LO tak samo będzie sobie radził na studiach) no ale może! To trochę pieniążków bym miała :) Rodzice na mieszkanie by mi dawali i pewnie kieszonkowe też chodź ciągnąć od nich nie chcę... M. by może coś sobie znalazł na tydzień a co drugi weekend by się uczył (teraz studiuje dziennie)... Jak myślicie damy radę? Trochę się obawiam, ze porywam się z motyką na słońce ;P Nigdy nie mieszkałam w takim mieście i kompletnie nie mam porównania... nie wiem jak tam wygląda i ile ,,kosztuje,,  życie...

Czekam na porady!