poniedziałek, 30 grudnia 2013

Były święta??

Chyba miały być święta? Nawet nie zdążyłam zauważyć, że się zaczęły a już się skończyły ;P
Dla mnie były wyjątkowo pracowite z racji tego, że jedynie ja nie pracowałam i wszystko spadło na mnie ;) Wigilię spędziliśmy w domku, szkoda, że tak szybko zleciało, bo mimo smutnych wydarzeń było całkiem rodzinnie i sympatycznie :)
W pierwsze święto odwiedziliśmy mojego dziadka, bo miał urodziny a później rodziców Marcina.
Mama M. prosiła żebym była z nimi na pożegnaniu jej mamy w Drugie Święto... Tak też  następnego dnia z rana wzięłam się za pieczenie ciasta dla ewentualnych gości... później już u nich piekłyśmy drugie ciacho, które perfekcyjnie się spaliło :P Sprzątaliśmy dom po babci, bo tam miała spać rodzina z daleka po pogrzebie... Piątek wyglądał podobnie...
I chyba tego było mi trzeba... Do niedzieli byłam u nich i chyba w końcu złapałam nić porozumienia z siostrą M.:) Z jego mamą nigdy spięć nie było ale żadna super przyjaźń się nie zawiązała a teraz jest na prawdę idealnie... Coś w tym jest, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie... byłam przerażona tym, że na pożegnaniu byłam ja a wnuków nie było... i nikt się nie interesował, czy nie trzeba w czymkolwiek pomóc... Już nie wspomnę o drugiej córce Marcina babci, po którą to my musieliśmy jeździć chociaż mają samochów a pomocy żadnej...
Dla mnie było oczywiste, że muszę tam być skoro tego potrzebują, że znałam babcię M. i powinnam ją pożegnać, że mają trudna sytuację i wypada pomóc sprzątać, piec i gotować...
Sobota i niedziela była już bardziej leniwa z drobnym maratonem po cmentarzach :) Dziś leniłam się w domu a jutro będę szykować sylwestra dla rodziców, siostry i szwagra a później pojadę szykować drugiego sylwestra z mamą M. Już nie mogę się doczekać :D Oby już zawsze było tak dobrze...;)

A i jeszcze ospę przeszlismy! Młoda nikomu sie dała się smarować i sama musiałam chodzić z różowymi kropkami bo tylko wtedy mogłam się do niej zbliżyć ;P Na szczęście już jesteśmy na ,,ostatniej prostej!;)


Szczęśliwego Nowego Roku Kochani!!!:)

niedziela, 22 grudnia 2013

Historia lubi się powtarzać...

Pamiętacie ten post? Ja pamiętam, pamiętam jakby to było dziś... Dwa lata temu, dzień przed Wigilią, wieczorem odeszła od nas moja ukochana Babcia... Z czasem ból minął, pamięć pozostała... Myślałam, że w tym roku będzie już normalnie, z radością, z całą rodzinką... Myślałam, że pójdę na cmentarz opowiedzieć Babci jak spędziliśmy święta, tak po prostu, bez płaczu...
Jednak historia lubi się powtarzać. W nocy M. obudził się z dziwnym uczuciem, że patrzy na niego Babcia a chwilę później dowiedzieliśmy się, że zmarła....I znów wszystko wróciło... Łzy, ten sam smutek, pustka, bezradność i załatwianie spraw związanych z pogrzebem zamiast pieczenia ciast, lepienia pierogów i słuchania kolęd wśród bliskich...
Mieliśmy dzis jechać na świąteczne zakupy, uzupełnić prezenty, dokupić bąbek i innych ozdób światecznych... Myślałam, że w końcu odpocznę w domu, spędzę miło sylwestra... A wracaliśmy w ciszy, ze łzami w oczach, kupiliśmy jedna bluzę i nawet żadne z nas nie wiedziało jakiego była koloru i kilogram pietruszki dla mamy... tyle z naszych planowanych zakupów...

Chyba czas przestać lubić święta... A szkoda, zawsze były pełne miłości i magii... 


Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia,
pragnę przesłać Wam Kochani najserdeczniejsze życzenia.
Niech nadchodzące Święta, będą dla każdego z Was,
niezapomnianym czasem spędzonym bez pośpiechu,
trosk i zmartwień.
Życzę Wam aby odbyły się w spokoju,
radości wśród Rodziny, Przyjaciół
oraz wszystkich bliskich Wam osób.
A wraz z nadchodzącym Nowym Rokiem
życzę każdemu z Was również dużo zdrowia i szczęścia.
Niech nie opuszcza Was pomyślność i spęłnią się
te najskrytsze marzenia.

WESOŁYCH ŚWIĄT!


wtorek, 3 grudnia 2013

Zdziwko ;P

Dziś będzie o imionach ;P A właściwie o zwracaniu się do siebie w związku...
Jak wiadomo każdy coś sobie wymyśla... tak też dla mnie Marcin- Marcinem był przez pierwsze parę miesięcy, później stał się Miniem, Misiem, Kochaniem, Skarbem i inne standardowe bądź mniej (jak np. Marcyśka;P) określenia... On najczęściej zwraca się do mnie podobnie, czasem nieco inaczej ale nie po to jest post, żeby w jakieś prywatne sfery wkraczać...
Jednak w niedziele, leżąc rano w łóżku, M. wypatrzył na suficie pająka a bydle to było wielkie! No dobra, może nie takie wielkie ale to pająk, który w każdej chwili mógł się na mnie rzucić ;P Tak też wszczęłam alarm piszcząc ,,aaaaaa! Kochanie, weź go zabij! Proszę! Tylko go na mnie nie zwal,, ... Tak też M. pacnął bydle książką, a bydle ruszając jeszcze nogą spadło na pościel a jak to M. zaczął się ze mna droczyć i tym gadem straszyć ;P
I tu wyrwało mi się głośne i wyraźne ,,Maaarcin!!!!,, i jakież było nasze zdziwienie :D Oboje zaczęliśmy się śmiać, on prosił o powtórkę, bo tego to jeszcze nie słyszał a ja miałam dziwne uczucie, że Marcin to coś zupełnie obcego, tak jak ,,proszę Pana,, ;P
Podobnie było wieczorem, kiedy to Książę uczyć się do egzaminu a ja teoretycznie wałkując rachunkowość zaczepiałam go łokciem... Nigdy, na prawdę nigdy nie słyszałam jak mówi do mnie ,,Kaśka,, ;P To dopiero był szok ;P

Czy u Was też tak jest?
My swoich imon używamy rozmawiając z naszymi rodzicami, gdy opowiadam coś ja lub On.. inaczej nie i po tych 4 latach stało się to jakieś obce ;P Chyba trzeba to zmienić ;P
...Skoro już jesteśmy na siebie skazani ;) Póki co miedzy nami, nie czas straszyć rodziców, dla nich ta wiadomość pozostanie do wakacji tajemnicą ;)...

Zdrowie wraca do normy! Uśmiech powrócił! Babskie ploty w galerii pomogły! Uff... oby to nie była poprawa chwilowa...
Pozdrawiam!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

No i mamy winowajcę...

Czy KaSiA'a już wspominała, że ma drobne neurologiczne problemy? Mianowicie migreny z aurą, napięciowe bóle głowy i jeszcze tam jakieś dziwnie nazwane na szpitalnym wypisie cuda...
Od 2 tygodni było nieciekawie... Zaczęło się od rozdrażnienia, mdłości i wyczulenia na zapachy... Wbrew wstępnej radości M. twierdzącego, że będzie tatą zaczęło być coraz gorzej, i gorzej... cały tydzień wiłam się w łóżku z przedziwnymi objawami... bałam się, sama nie wiem czego, płakałam bez powodu, tęskniłam i miałam ochotę pakować wszystko i wracać do domu...
Na szczęście Bóg wysłuchał moje modły i znalazło się dla mnie miejsce w sobotę do mojego neurologa ;P Od razu miałam szykowane skierowanie do szpitala jednak sie wykręciłam i wróciłam z 11 opakowaniami leków do domu... I jest mała poprawa ale do ideału daleko...

I tak chyba nie jest mi dana zmiana bloga, i odwiedzanie Was systematycznie... Nie wyrabiam się z czasem, muszę sobie wszystko poukładać, podkurować zdrowie, wyciszyć się, nabrać wiatru w żagle i iść przed siebie, bo póki co stanęłam w miejscu i moje życie na chwile straciło sens, a nie tego chcę...
Chcę skończyć studia, bo bez nich nie będę miała nic... chce budować życie z M., chce mieć własną, małą rodzinkę, a dużo łatwiej będzie mi to osiągnąć mając wykształcenie wyższe...

Różnie tu z moja aktywnością teraz będzie ale do Was już zaglądam i nadrabiam zaległości :) Tym czasem jak stara babcia łykam regularnie tableki i modle się, żeby przeszło...

Pozdrawiam!!