Dziś tak trochę z życia osobistego...
Mam siostrę cioteczną lat 13, która sobie na zbyt dużo pozwala... ciągle mam telefony żeby iść do niej pomóc jej w lekcjach... Lubię dzieci, o ile można ją zaliczyć do ,,dzieci,,... lubię pomagać i tłumaczyć w końcu chce zostać pedagogiem... cierpliwość też mam ale wczoraj miarka się przebrała!
Zawsze jest tak, że muszę do niej iść ona ogląda sobie bajki! czy tam inne zapychacze mózgu a ja mam jej lekcje odrobić i wpisać do książek UWAGA! jej pismem, żeby nauczycielki się nie dopatrzyły...
Wczoraj udawałam, ze nie słyszę telefonu to przyszła sama... mamy ferie a jej się przypomniało, ze musi zrobić zadania z matematyki (tzn ja muszę).... Zdenerwowałam się jak mi powiedziała, że ,,zaznaczyła mi kółeczkiem to co MAM zrobić,, ... o nie myśle! Mówię jej żeby wzięła książkę i przypomniała sobie o co chodziło to jej wytłumaczę... książki nie zabrała... co za pech... Mówię żeby w takim razie wzięła zeszyt... też nie ma bo ,,zapomniała,,... Myślę ,,Aha w sensie mam zrobić za nią,,...
Przycisnęłam lenia patentowanego i byłam w szoku, bo ona nawet porządnie nie zna tabliczki mnożenia już o dodawaniu nie wspomnę...
a jej rodzicom kompletnie nie przeszkadza to, że ja zrobię zadania za nią bo ona ,,tępa nie jest,,...
Tłumaczyłam od 13 do 17 (w przerwach pisząc wczorajszy post) i nic... a co najlepsze to nie jej wina tylko nauczycielki bo jak ,,gadają na lekcji to tłumaczyć przestaje,, no fakt okrutna kobieta nie chce gadać jak nikt nie słucha...
Dzień babcio-dziadków był więc mówię ok na dziś wystarczy, zostaw tą książkę to resztę zrobię... Ale! Jak pojechałam do babcio-dziadków, przyjechała z rodzicami i ona... chwaląc się co sekundę, że jutro jedzie na ferie i ,,faaaaaajnie ma cooo?,,... przemilczałam ale jak zaczęli się jej rodzice wymądrzać, że nie powinnam Juli ,,zmuszać,, bo ona matematyki nie lubi i dobrze, że jej ,,pomagam,, bo ona nie lubi rozwiązywać zadań to coś we mnie pękło... Wujek uznał nawet, że to może być ,,choroba,,... fakt dyskalkulia istnieje ale w troche innych objawach ;) No ale może nie o tą mu chodziło...
i wbrew mojej cierpliwości po powrocie do domu nasmarowałam sms żeby w drodze powrotnej wstąpili po książkę i sama ma zrobić zadania z tego działu, który jej wytłumaczyłam, a ja jej sprawdzę, tak zrobili ale do domu zadzwonił tylko wujek, zabrał książkę i poszedł...
Jak im nie zależy na tym, że ma pusto w głowie to może ja jej coś ,,zmuszając,, do niej wsadzę...
Dodam, że ta książka z zadaniami nosi tytuł ,,materiały pomocnicze dla nauczyciela,, a na pierwszej stronie był jej pełny adres, jak dla mnie to po prostu książka z korepetycji, która miała rozwiązać przez ferie w ramach ćwiczeń... Nie wiem czy jej rodzice myślą, że robią dobrze? Krzywdzą ją sami, bo ona nie potrafi nic...
Obrazki to tak trochę dla urozmaicenia, nic takiego jej nie mówię ale nudno tak czytać bez obrazków :D
Nie chcecie ktoś pouczyć się za mnie do matury? Wiecie ja nie lubię, wolę sobie pojechać na ferie.... O.o
Obrazili się chyba... mam wyrzuty sumienia... bezpodstawne ale mam...
Wnioski na przyszłość? Nie wychować własnych dzieci na takie niedorajdy życiowe! Strzeżcie się potomkowie moi!
Odrabialibyście całe życie wszystko za nią? To nie jeden raz... to trwa od początku jak poszła do szkoły... Nawet rysować trzeba za nią było...