poniedziałek, 30 września 2013

Przeprowadzona!

Jakoś poszło!
W niedziele było tragicznie :P Pakowałam się z M. każdy coś gdzieś przełożył a to ładowarka zginęła a to koperta z UMK... Masakra chodziłam i wyłam :P

A dzisiaj już lepiej! Po spotkaniu! Rozpakowana! Uff

Jutro zdam relacje ;)

środa, 25 września 2013

rośnie w siłę...

Mój wyprowadzkowy kącik rośnie w siłę...



Zaczyna wyglądać to nieestetycznie jednak nauczona doświadczeniem wiem, że jak nie zacznę magazynować wszystkiego w jednym miejscu to połowy nie zabiorę :D
Walizka oczywiście wypchana po brzegi żelazkiem, suszarką, pościelą kosmetykami, kapciami i nawet kołdrą :P To dopiery byłby sajgon!
Naczynia i saganki wdzięcznie zerkaja z kuchennej lodówki a ubrania i bielizna dalej w szafie czekają na przepranie i spakowanie... Jeszcze kilka dni a nie wejdzie się do mojego pokoju :P
Nadal walcze ze złym samopoczuciem, pogoda dziś ładniejsza, dobre i to ;) Jak ja bym chciała przenieść się o ok miesiąc w czasie i wiedzieć już co mnie czeka :P

Wie ktoś może jak usunąć plamę po brzoskwini z dzieciowej bluzeczki? 

Pozdrawiam i idę znosić dalej... ciekawe czy zmieszcze się do samochodu? Tatooo tiraaa mi trzeba! :D

wtorek, 24 września 2013

Jak tak można...

Nie wiem co się dzieje z polskim społeczeństwem...
Schodzimy na psy jako naród...
Nie wiem czy słyszeliście o śmierci małej 3-miesięcznej Nadii, 3-letniego Wiktora czy skatowanym 2-letnim Mariuszu...itp...
Szczegóły m.in tutaj i tutaj...

,,Rodzice,, małej Nadii zatłukli ją na śmierć w nocy a rano podgrzewali farelką, żeby lekarze z karetki ich nie podejrzewali...

Jak można??!!
Słysząc dzisiaj w telewizji o małej Nadusi ja jako obcy człowiek wyłam jak dziecko a taki ,,rodzic,, weźmie i zabije... za co? po co?
Jak nie chciał to mógł dziecka nie mieć, jak nie chcieli jej wychować mogli zostawić w szpitalu, mogli podrzucić komu kolwiek, wyjść z mieszkania i zostawić, wystawić na chodnik... Po co zabijać?? Ktoś by ją pokochał, zasługiwała na to...

Nie rozumiem co kieruje takim rodzicem...
Nie mam dzieci ale bardzo je lubię... zajmowałam się przez wakacje Zosią (pisałam o niej)... nie jeden raz płakała, nie chciała spać, była nieznośna cały dzień i ani przez chwile nie przeszło mi przez głowę żeby podnieść na nią rękę... pokochałam ją i jedyne co przychodziło do głowy to obawa, że coś może jej dolegać... a niby to obce dziecko...
Nie wiem czy posiadanie własnego dziecka to jakieś kompletnie inne uczucia i nie będe się w tym temacie wypowiadać, bo nie mam takiego prawa ale nic nie usprawiedliwia zabójstwa najważniejszej w życiu osoby...
Nie rodzice, nie mąż ale dziecko jest najważniejsze, jedyne i wyjątkowe ...

Nie rozumiem i nie chce zrozumieć. Dożywocie to zamało, powinni być katowani każdego dnia do końca swoich dni... Powinni łamać im ręce, wyrywać paznokcie, głodzić, przypalać i sypać solą... sama chętnie bym to zrobiła...



,,Ty nie śpisz, lecz zamknięte masz powieki,
W naszych sercach będziesz trwać na wieki..."

Tak bardzo chciałabym zabrać Was do siebie, niestety jest już zapóźno, nikt nie usłyszał Waszego płaczu... 
...[*]...

poniedziałek, 23 września 2013

masakrycznie...

Cisza tu u mnie ostatnio... Zły czas dla mnie nastał...
Ludzie teraz chorują, to wiem... myślałam, że i mnie coś bierze ale tak długo?
Od zeszłego tygodnia czuje się fatalnie... całą noc nie śpie, wszystko mi przeszkadza...
Dzisiaj poodłączałam wszelkie kable, żeby mi żadna diodka nie przeszkadzała a i tak przespałam może z godzine...
Do południa jest mi niedobrze, z tego względu nic nie jem i żaden lek nie pomaga... po południu boli mnie głowa (tu może z głodu?) więc też leże i narzekam... Później chce mi się jeść... a jedyne co mi wchodzi to kanapki z czekoladą! Tą z biedronki (wszystkie inne są be), orzechy i placki z jabłkami koniecznie z cukrem pudrem ... Później znów mi niedobrze (czego się spodziewać po takiej dawce pustych kalorii...)

Nie wiem czy ta znienawidzona jesień tak na mnie działa, czy wizja przeprowadzki za tydzień...

MASAKRA!

Jedyne co dobre to to, że mi zablokowali konto a ładować mi się go nie chce... a M. caaały tydzień pracuje i męczył się ze mną tylko w weekend a teraz niech lepiej trzyma się z daleka...

Mam nadzieję, że do weekendu mi przejdzie, bo mieliśmy pożegnać wakacje, a to już ostatni weekend przed rokiem akademickim... A póki co na samą myśl o piwkowaniu i drinkowaniu całą sobotnią noc robi mi się niedobrze O.o
Czyżby fala grypy żoładkowej nadchodziła?

Boziu ja chce już wiosnę! Pogoda będzie piękna, oswoję się już z nowym mieszkaniem, zaczniemy szykowanie wspólnego kacika i może wtedy humor będę miała lepszy!

A na razie zapanuje tu cisza, kto by czytał moje smęty?
W październiku planuje założyć nowego bloga i zacząć kolejny etap życia już na ,,nowym,, ;)

Was podczytuje nadal! Do usłyszenia i niech się choróbska z daleka trzymają!

poniedziałek, 16 września 2013

Żyj i nie zgiń...


Brzmi jak w czasie wyprawy na wojnę :D

No nie, na wojnę to ja się akurat nie wybieram ;) Wybrałam się za do wnętrza mojej torebki w celu odnalezienia kluczyka od skrzynki…
Czego ja tam nie mam! O zgrozo!

- smoczek (najprawdopodobniej zwinięty Zośce, chodź jakby bardziej przykurzony… ale to chyba nie z mojego dzieciństwa Dżizas :D!)

- plan lekcji Z GIMNAZJUM! (co on robi w torebce studentki?)

- żelka kwasior :D (Aż chciałoby się zjeść jednak patrząc na plan z gimnazjum wolałam nie próbować ;))

- psia obroża (zamała od ponad roku)

- karta rowerowa (bez zdjęcia?)

- wizytówki mojego instruktora na prawo jazdy (kocham gościa! Z wzajemnością! :D Do tej pory dziwie się, ze zdałam za pierwszym razem:P Na jazdach robiłam wszystko prócz skupienia się na drodze:P)

- 2 wkręty (chyba to wkręty?)

- śrubokręt :P

- bezpiecznik (chyba) :P

No i standardowo co w babskiej torebce być powinno… ale to już chyba każdy wie ;)
Dziwie się tylko, ze nie znalazłam tam koła zapasowego, psa czy innej żarówki :P

Kluczyka nie znalazłam ;) Może jest w drugiej torebce? Aż strach zajrzeć :P

sobota, 14 września 2013

Boże widzisz i nie grzmisz...

Jak w temacie...
Siedzi ten MATOŁ z posta tu, przyszła, żeby wytłumaczyć jej potęgi...


Tylko jak na litość boska wytłumaczyć potęgi człowiekowi, który od godziny 14 ! (92 minuty) liczy jakże trudną matematyczną zagadkę, mianowicie

-22 + 8 !!

Ja jestem cierpliwa, ja wszystko rozumiem, ja pierwsze 30 minut to nawet dobry humor miałam ale jak z tego do licha 4 wyjść może? No jak? Jak może wyjść 44!?? A jak powiem, że źle to po prostu -44 wyjdzie... 

Zaraz 1000 przekroczy... moje ciśnienie!

Ona ma 14 lat! Na dobre im wyszło odrabianie lekcji za dziecko... 
Weźta ją, bo pierwszy raz jakiekolwiek dziecko dostanie ode mnie po uszach!

piątek, 13 września 2013

Bo są takie dni...

Nadchodzą czasem takie dni, że wszystko zlepia się w jedną nieidealną masę i sprawia, że ma się ochotę skoczyć z mostu…
Jak pech to pech i woda w rzece wyschła a wizja zabicia się o kamienie jakoś mi ze śmiercią jak z serialu w wirze fal nie współgra!
Ja wiem, że Perfekcyjną Panią domu to ja nie jestem! Ja wiem! Ja nawet wiem, że w sumie za pranie, sprzątanie, gotowanie i niańkowanie wzięłam się niedawno i jakże szczęśliwie zakończę swoją kadencję z dniem 30 września br. Ale na litość boską!
Po co ta jesień?? Z moją skłonnością do depresji popadłam w jakiś marazm i rutynę … Wiem, może się wydawać, że jak rutyna, to wszystko robi się mechanicznie i wszystko się udaje… A tu guzik!

Schudłam, całkiem niedawno! Ponad 10 kg! O jakże dumna ja z siebie byłam! Przy 170 cm wzrostu ważyłam 50 kg! No w końcu idealnie! Nie długo przyszło mi się cieszyć waga idealną, bo nieregularny tryb życia, zajmowanie się dzieckiem, a co za tym idzie dojadanie po nim, gotowanie obiadków, pieczenie ciast i inne okołodomowe puste kalorie w boczki mi poszły i znów przyszło mi stać się dumną posiadaczka +10 kg… Idealnie by ktoś rzekł jednak ja nie czuje się z tym dobrze… Postanowiłam biegać! A jakże! A że sama nie lubię, a nikt inny zmobilizować się nie chciał, zabrałam psa! Bokser, pełen energii, po kilometrze stał się jakby zmęczony i tak resztę drogi ciągnąć go za sobą musiałam i jedyne co zyskałam to nerwica i zakwasy … A no i buty to gruntownego czyszczenia, bo co jak co ale brudnych butów, paznokci i włosów nie zniosę! Chyba zostanie mi poczekać na Uniwersytecki stres i brak czasu na gotowanie… O jedyna nadziejo! Nie zawiedź!

Dziś chodź piątek 13, roku jakże pechowego, 13… miałam nadzieję, że nic się nie wydarzy, bo w tego typu przesądy nie wierzę…
A dzień był fatalny!
Rano postanowiłam rozmrozić i umyć lodówkę… rozmrozić lodówki XXI wieku to nie sztuka… odłączyć od prądu i poczekać…  Trzeba tylko pamiętać, żeby odetkać otworek odprowadzający wodę! A ja zapomniałam z tego względu miałam okazję zrobić gruntowne porządki pod lodówką i dokładnie wyczyścić podłogę… A jakież zdziwienie było gry po tych porządkach znalazłam papugę w zamrażalniku! Kiedy on tam wszedł? Żyje w każdym razie, może sobie nóżki odmroził :P A jak już posprzątałam to zgubiłam pułki z lodówki… Da się! Wystarczy zanieść je do swojego pokoju! A później przykryć kołdrą!

Wystarczy w drodze z półkami do łazienki (w celu umycia) zauważyć, że pada deszcz i zdążyć pomyśleć o tym, że pościel jest na zewnątrz i właśnie przechodzi namaczanie wtórne po wczorajszym praniu… Tak też najwidoczniej postawiłam półki na łóżku i pobiegłam ratować swój tyłek przed marznięciem w nocy ;)
Tak dokładnie wysprzątałam jak już półki znalazłam, szukając psiej smyczy, że zgubiłam czajnik!
A jakież było moje zdziwienie gdy przy wyciąganiu parówki dla psa czajnik w lodówce znalazłam!

Niezniechęcona wydarzeniami z pierwszej połowy dnia postanowiłam dla strudzonego ojca mego ciasto upiec! Wyszedł naleśnik, spalony, a dlaczego? Tego najstarsi górale nie wiedzą… Problem jest w jajkach, mące czy kucharce?
Jednak niektórym spakowało, z ust mamy padło pytanie
-córka! Co to za dobra posypka!?
Odpowiedź nie będzie niespodzianką!

-To spalone ciasto mamusiu! Smacznego!

Jakże piękne byłoby życie, gdyby rok składał się naprzemiennie z wiosny i lata!
Kobiety nie musiałyby borykać się z cyklem menstruacyjnym i najbardziej burzowymi jego dniami 13 w piątek!
Czajnik miałby opcje ,,GDZIE JEST DZIECKO CZAJNIK,,!
Psu nie mokłyby na deszczu łapy!
Listonosz przyjeżdżałby wtedy kiedy KaSiA nie biega w jakże sexi swojej piżamce z turbanem z ręcznika na głowie i maseczce kojącej z białej glinki na twarzy, która niewiedzieć czemu jest niebieska? Powinnam się cieszyć, że nie zajrzał dzień wcześniej kiedy zirytował mnie wyprysk na czole i postanowiłam załatwić go pilingiem arbuzowym soczyście czerwonym... (a ja nawet nie lubię się tak pindrzyć, lubię być naturalna, bo póki co nie mam nic do ukrycia, no ale to piątek, 13)!

Co za dzień...! Nawet opcja, leż i czekaj na śmierć nie wyszła mi na dobre... szczegóły zachowam dla siebie, bo Wam się jeszcze ta zła passa udzielić zdąrzy :P

Dobranoc!

wtorek, 10 września 2013

Zrozumieć faceta...

Mój M. mnie czasem po prostu załamuje :P
Tak też było i w niedziele...
Znamy się od 5 lat, prawie od 4 jesteśmy razem (suwaczek na dole bloga)...
Ma on jedno imię, z bierzmowania wybrał sobie Łukasz...
I tak pewnego dnia nie będąc jeszcze w związku nasza rozmowa zeszła na tor imion... Powiedział, że jemu z męskich imion podoba się Łukasz, najbardziej i w sumie jedynie...
A mi? Kompletnie się nie podobało! On twierdził, że jak będzie miał syna będzie Łukasz i już! A ja wolałam Olaf, Borys, Wojtek, Adam... tylko nie ŁUKASZ...

Do czasu!! W momencie pojawienia się Łukasza w blogowym świecie tu polubiłam to imie! Nie wiem czemu, może musiałam się osłuchać w Łukaszkowaniu małemu chłopcu (znam samych już dorosłych)...

I tak w niedziele po powrocie od babci postanowiliśmy pojechać do miasta w którym mieszka M. na dożynki, nic ciekawego nie zobaczyliśmy, więc poszliśmy na spacer... I mi się przypomniało, że mi się podoba ;) Dlatego też mówię, że mam dla niego dobrą wiadomość! Podoba mi się imię Łukasz, więc może sobie kiedyś mieć syna o tym imieniu... odpowiedź powaliła mnie na kolana :P

TERAZ TO JUŻ MI SIĘ TAK BARDZO NIE PODOBA... CHYBA MI PRZESZŁO...

No super! 5 lat się oswajałam a jemu przeszło :P... Faceci...

poniedziałek, 9 września 2013

powtórka z rozrywki...

Pamiętacie może post tu ??
Jeżeli nie, to polecan lekturę, żeby wiedziec o co mi chodzi :P

Byłam całkiem niedawno u rodzinki na wyjeździe, relacje tu ...
Byłam tam ze mną Julia, odwieczny problem z mamą...  wtedy padło pierwsze pytanie czy nie pomogę jej z zadaniami z matematyki... Nauczona życiowym doświadczeniem wiedziałam już, że ,,pomogę,, =,,czy nie zrobisz za nią,,...
Przytaknęłam, bo nie lubię być wredna...
Po powrocie dostałam sms rano, czy nie przyjdę jej pomóc.. Początkowo myślę ok pójdę jednak odpisałąm, że mogę dopiero po 15 jak wróci tata i podam obiad... odpowiedzi nie było...
Siedząc na blogu i facebooku napisałam do Julii z pytaniem czy mam przyjść czy nie, bo sama juz nie wiem na co dostałąm odpowiedź ,,teraz to ja siedzę z Kariną, trzeba było przyjść rano, albo przyjdź ale ja nie mam czasu, z mamą posiedzisz,,...
Opieprzyłam równo, powiedziałam, żeby dałą mi znać jak będzie miała czas i powtórzy materiał do zadań, wtedy może przyjść do mnie, nie ja do niej...
Napisała! Kilka dni przed rozpoczęciem! Napisała, że ,,coś czytała ale ona nic z tego nie wie,,... tia... w końcu i tak nie przyszła...
Pojechaliśmy z M. odwiedzić jego braci w Szczecinie tu
I po powrocie ciocia przyjechała z pretensjami, że nic nie powiedziałam a miałam Juleczce zadania zrobić!
No zbrodnia!
Zdenerwowałam się i mówie niech przyjdzie to zrobię... Nie przyszła...

Wczoraj w mojej parafii był odpust, żaden to powód dla mnie do świętowania ale babcia ma tego dnia urodziny ;) Z tego względu zaprosiła dzieci i wnuki (w tym mnie i M.) na drobny poczęstunek jak co roku, coś do zjedzenia, kawka, tort... standard...
Tak też w sobote kupiliśmy babci kwiatki i czekoladki i w niedziele po południu pojechaliśmy ją odwiedzić...
Początkowo było fajnie, wszyscy już byli, zjedliśmy, pośmieliśmy się a później się zaczęło...

Ciocia wyciągnęłą z torebki zeszyt i wyciągajac z nim rękę w naszym kierunku powiedziała ,,zrobisz jej w końcu te zadania?? bo nie byłaś u nas a ona nie potrafi...,, Zagotowało się we mnie, dosłownie!
Czy urodziny babci, przy rodzinie, przy stole to miejsce na takie sceny??
Marcin zerknął w zeszyt, pytam które zrobić, trzecie... ok... logiczne, proste jedno pytanie... wystarczyło metry na centymetry zamienić i wyciągnąć z tego pierwiastek... Mówi, że to łatwe, tylko zrobimy jak przyniesiemy telefon z samochodu bo potrzebny kalkulator... Nie podobało się ale w nosie to miałam...
Marcin dostał zakaz robienia czegokolwiek więcej niż zadanie trzecie...
Co 5 minut gadała, ze mam już zrobić, bo zapomnę...
Przegieła w momencie kiedy otworzyła zeszyt i powiedziała...
,,Tu są też zadania z pierwszej klasy bo to takie dodatkowe są i zobacz! Jak jej zrobiłaś tak 3+ dostała, a taka mądra niby jesteś,, i zaczęła pokazywać wszystkim wkoło stołu...
Jak dla mnie to źle przepisała z kartki ale oki...
W końcu dostałam zeszyt, zapisałam obliczenie na jedna linijkę...
Dziecko w tym czasie zamiast patrzeć co robie mogło bujać się na huśtawce, co z tego, że to huśtawka 5-letniego dziecka, które płakało, że się zarwie... ale Juleczka musi!
Cocia sypnęła jeszcze ,,jak już robisz to zobacz czy pierwsze ma dobrze i zerknij na resztę bo tez nie umiała,,...
Napisałam zadanie trzecie, zamknęłam zeszyt, oddałam i wyszłam... A oni się zebrali i pojechali do domu...


Zepsóli mi cały dzień! Obrazili sie zapewne, babcia patrzyła zakłopotana bo sama nie wiedziała, jak się odezwać...

Czy to jest normalne?? Ja już mam dość! Tak konkretnie dość!

Marcin ma przykazane, że żadnych zadań na facebooku, gg czy przez telefon ma jej nie odrabiać i koniec kropka! Wytłumaczyć tak, ale nie napisać za nią!
I przykazane, że jak już za robienie dzieci się weźmie to ma mi nie wychować takiego za przeproszeniem niedoroba! Jak można? Krzywdzą własne dziecko... Wychowali ją na dziecinną, pustą dziewuche, która zachować sie nie potrafi...
Roksana ma 5 lat, usiadła Marcinowi na kolana a ona sie mi na kolana ładuje, bo ,,też jest siostrzyczka,,... no CHOLERA JASNA! Ona ma 14 lat!

Wściekła jestem ... dobrze, ze idę na studia i będę w domu tylko co 2 weekend a wtedy, będę odpoczywać ;) I nikogo z lekcjami widzieć nie chcę...
Ciekawe czy zda...

Co Wy byście w takiej sytuacji zrobili? Ręcę opadają, nic nie pomaga...

czwartek, 5 września 2013

jesiennie...

U mnie już jeż jesień idzie na całego... Nie lubię jesieni...
Dlatego siedzę w domu i jak nie muszę to nie wychodzę :D Chyba, że pogoda trafi się jeszcze nieco letnia...

Nuda ostatnich dni nakłoniła mnie do pieczenia i gotowania :P Tak też dzisiaj dojadamy co zostało, bo jak coś pierwszy raz gotuję to zawsze dla armi wojska wystarczy :D A wyrzucać nie lubię ;)
Jednak nuda zwyciężyła i powstały dzisiaj ciasteczka maślane i biszkopciki z marmoladą :p Niestety zostało już tylko tyle...

Włączył mi się też tryb zbieractwa ,,na nową drogę życia,, :P
Szkoda tylko, ze póki co jakoś tylko o jedzeniu myślę... całkiem niechcący stałam się posiadaczką o, takiego zestawu NIEzbędnych pojemniczków...

Mam też trochę innych bardziej lub mniej potrzebnych rzeczy jednak brakuje jeszcze baaaaardzo wielu rzeczy... A zostało 3 tygodnie...
Jak to będzie? Nie mam pojęcia... A boje się! Oj boje!
Chciałabym przdenieść się w czasie o rok... mieć M. u boku i rok studiów za sobą... Jakoś byłoby łatwiej, albo mi się wydaje??

Uciekam sprzątać! Pozdrawiam!


środa, 4 września 2013

Wróciliśmy!

Jesteśmy już w domku :)
Pogoda nam niedopisała, więc większość podbojów nadbrzeża pozostała w planach na przyszły rok a hitem naszego wyjazdu (głównie dla ,,wujta,,*) okazała się mała Maja




Dogadywali się wyśmienicie! Wujcio Majcię chciał przewijać, karmić, kąpać i ubierać! A jeszcze tak niedawno słyszałam, że co do przewijania to na niego nikt nigdy liczyć nie będzie mógł :P A wystarczyło kilka dni z roczną bratanicą i M. zmienił zdanie...

Tak też rodzice dziecka nie mieli a ja nie miałam M. :D Zajeli się sobą idealnie ;)


Ząbki Majcia też myła tylko z ,,wujtem,, ;)



Ubrać mógł też tylko wujcio (z całą przyjemnością po stronie wujcia)
Chodź nie wiem czy nie szybciej byłoby gdybym zrobiła to ja :D Bo jednak napy przy bodziaku faceta pokonać potrafią ;) Ale dawali radę!

wujt- pisane celowo ;) Maja z racji dopiero roku życia Marcina wymówić nie potrafiła z tąd miał być wujek! W języku Majki wujt ;)
Na pytanie ,,czyją ty jesteś córeczką??,, Odpowiadała ,,Katii! I wujta!, mamy nie!,, :)

Teraz to co słyszę najczęściej to teksty typy :
-taka Maja to super sprawa...
-fajnie było jak ona taka ciepła przychodziła do naszego łóżka rano...
-za rok koniecznie musimy jechać!
... i tak co chwilę zachwyty na temat buziaków, tego co mówiła, tego jak się tuliła, tego jak za nim płakała... 
Dorasta mi M.! Nie ma co!

A z szarej rzeczywistości miałam wczoraj ochotę na ciasto! Była tarta z jabłkami cudem wyszła w moim piekarniku ;) (miesiąc po zakończeniu gwarancji nad grzałkami zrobiły się 2 dziurki, przypala wszystko)

A dzisiaj M. walczy z poprawką na studiach (najlepszym się zdarza :D) a ja? A ja walczę z zupą gulaszową! Robię ją pierwszy raz ;)

Oby więcej takich wyjazdów... fajnie jest poznawać jego rodzinę, fajnie jest czuć, że coś już jednak z nimi mnie łączy i fajnie jest widzieć błysk w oku M. gdy dostaje soczystego buziora od bratanicy i błagalne ,,mogę ja? proszę!,, w momencie gdy maleństwo trzeba przewinąć!

Pozdrawiam szkolnie! Ja jeszcze miesiąc się lenię!
A M. pracuje i zarabia na autko :P I bardzo dobrze, bo wczoraj kłóciłam się o to z rodzicami... mamy w domu 2 auta... Ja mam prawo jazdy prawie od miesiąca a przejechałam 4 km szosą po wsi i mama stwierdziła, że już jeździłam i wystarczy... Tak też póki co zapominam jak się jeździ i wyjdzie mi z tego tyle, że będę się bała gdzieś jechać... M. auto ma ale pracuje więc też różnie bywa... ehh brak czasem na nich sił...